Slender

 

To był dzień jak co dzień, spokojny, pogodny, nie zapowiadający żadnej tragedii. Razem z przyjacielem spędzaliśmy ten czas na robieniu różnych rzeczy. Byliśmy w parku, graliśmy sobie w piłkę, aż zaczął zapadać zmrok. Postanowiliśmy wrócić więc do domu, lecz nagle zobaczyłem mojego przyjaciela na ziemi, po chwili sam upadłem. Obudziłem się w ciemnym miejscu, obok przyjaciel był nadal nie przytomny, więc obudziłem go uderzeniem z liścia. Musieliśmy zastanowić się jak wrócić do domu, dobrze, że miałem latarkę w komórce. Po krótkiej podróży zobaczyliśmy budynek, pomyślałem, że coś pożytecznego możemy tam znaleźć. Pociągnąłem za klamkę, lecz drzwi były zamknięte. Postanowiliśmy poszukać innego wejścia, przyjaciel zobaczył otwarte okno, weszliśmy więc. Ten budynek wyglądał na opuszczony, stare spękane panele, pozrywana tapeta, przepalone żarówki, a co najdziwniejsze, ślady krwi. Krwi jakby ktoś malował nią palcami. Z początku wyglądało to na pionowe linie ale po chwili ujrzałem coś niepokojącego, namalowany został człowiek z nieludzko długimi rękoma, i bez twarzy. Miał na sobie gustowny garnitur z krawatem. Nie wiedziałem, o co z nim chodzi, w tym samym czasie kumpel znalazł notatnik. Zaczęliśmy czytać:

"Nie wiem jak się tu znalazłem, ale muszę się stąd wydostać, ten dom jest moim schronieniem, ale nie wiem na jak długo, jest stary, łatwo się tutaj dostać, boję się..."

To był tylko początek, ale postanowiliśmy resztę doczytać potem, ruszyliśmy dalej. Opuściliśmy budynek, przeszliśmy przez las, bo nie było innej drogi, po drodze potknąłem się o coś, była to ręka. Nie wiedziałem czy wykopać ciało czy czym prędzej uciekać, ale postanowiliśmy wykopać. Były to świeżę zwłoki, jeszcze ciepłe, miał przy sobie latarkę, wiec wzięliśmy na zapas. Dalsza droga była gorsza, spotkaliśmy trzech wisielców. Jeden z nich miał karteczkę, spojrzałem na nią, pisało na niej: "On cię widzi!". Coraz bardziej zacząłem się bać, postanowiłem doczytać notatnik.

"Nie mogę dalej uciekać, gonią mnie, człowiek w masce, potwór, a co najgorsze, ON, ten co niema oczu, ten co nie ma twarzy! On stoi i się wpatruje, jak na niego patrze, wchodzę w trans, staram mu się nie dać opanować, ale już nie daje, rady, jeśli ktoś to czyta, niech lepiej ucieka, wyjście jest na....

Dalej była już tylko krew, postanowiliśmy znaleźć to wyjście i to szybko, aż tu nagle pojawił się ON, wyciągnął rękę w naszą stronę i wyskoczył potwór. Rzucił się na przyjaciela, ale odrzucił go. Zaczęliśmy uciekać, brakowało nam już sił, a bateria w telefonia zaczynała się kończyć. Już wiedzieliśmy że to koniec, zostaliśmy otoczeni, wyciągnął obie ręce, nie mogłem wytrzymać i...