Blender

 

To był dzień jak co dzień, kartofle latały przed ludzkimi oknami, był taki upał że kartofle stały sie pieczone,czyli ten dzień nie zapowiadał żadnej tragedii. Razem z przyjacielem spędzaliśmy ten czas na robieniu różnych rzeczy (np.jedzeniu kartofli).

Byliśmy w parku, graliśmy sobie w piłkę, piliśmy kakao,chodziliśmy po sklepach, oglądaliśmy filmy , piliśmy kakao, rysowaliśmy, a wspominałem że piliśmy kakao?  aż zaczął zapadać zmrok. Postanowiliśmy wrócić więc do domu, lecz nagle zobaczyłem mojego przyjaciela na ziemi w pokrzywach więc zaśpiewałem Alleluja ! a po chwili sam upadłem. Obudziłem się w ciemnym miejscu, obok przyjaciel był nadal nie przytomny, więc obudziłem go uderzeniem z liścia ( tak dosłownie). Musieliśmy zastanowić się jak wrócić do domu, dobrze, że miałem latarkę w komórce której akurat przy sobie nie miałem. Po krótkiej podróży do Paryża (wiem że naprawde tak nie było ale chciałbym ) zobaczyliśmy budynek, pomyślałem, że moge sie w końcu wysrać. Pociągnąłem za klamkę, lecz drzwi były zamknięte krzyknąłem NIE !!! DLACZEGO!!! więc postanowiliśmy poszukać innego wejścia, przyjaciel zobaczył otwarte okno, weszliśmy więc. Ten budynek wyglądał na opuszczony, brzydkie kible, pozrywana tapeta, przepalone żarówki, a co najdziwniejsze, ślady krwi. Krwi jakby ktoś malował nią palcami. Z początku wyglądało to na pionowe linie ale po chwili ujrzałem coś niepokojącego, namalowany został człowiek z nieludzko długimi rękoma, i bez twarzy. Miał na sobie gustowny garnitur wyprany w perwolu z krawatem z biedronki. Nie wiedziałem, o co z nim chodzi, w tym samym czasie kumpel znalazł notatnik. Zaczęliśmy czytać:

"Nie wiem jak się tu znalazłem, ale muszę się stąd wydostać, ten kibel jest moim schronieniem, ale nie wiem na jak długo, jest stary, łatwo się zapycha, boję się mamusiu..."

To był tylko początek, ale postanowiliśmy resztę doczytać potem, ruszyliśmy dalej. Opuściliśmy gustowny kibel, przeszliśmy przez las, bo nie było innej drogi, po drodze potknąłem się o coś, był to kotlet. Nie wiedziałem czy go wykopać czy czym prędzej uciekać, ale postanowiliśmy wykopać. Były to świeże schabowe, jeszcze ciepłe, miał przy sobie sos, wiec wzięliśmy na zapas. Dalsza droga była gorsza, spotkaliśmy trzech króli. Jeden z nich miał karteczkę, spojrzałem na nią, pisało na niej: "On cię nie widzi! przecież nie ma oczu!". Coraz bardziej zacząłem się bać, postanowiłem doczytać notatnik.

"Nie mogę dalej uciekać, gonią mnie, człowieki w masce, potwóry , a co najgorsze, ON, ten włącznik na latarce co niema oczu, ten co nie ma twarzy! On stoi i się wpatruje, jak na niego pacze, wchodzę w trans, staram mu się nie dać opanować, ale już nie daje, rady, jeśli ktoś to czyta, niech lepiej ucieka, wyjście jest na.... kiblu ...

Dalej była już tylko krew, postanowiliśmy znaleźć to wyjście i to szybko, aż tu nagle pojawił się ON, wyciągnął rękę w naszą stronę i wyskoczył potwór. Rzucił się na przyjaciela, ale odrzucił go. Zaczęliśmy uciekać, brakowało nam już sił, a bateria w telefonia (którego nie miałem) zaczynała się kończyć. Już wiedzieliśmy że to koniec odcinka, zostaliśmy otoczeni przez Turbo Dymo Manów, wyciągnął obie ręce, nie mogłem wytrzymać i... zesrałem się ...